Dobrych ludzi coraz mniej, 3 grudnia zmarł Stanisław Grzywaczewski. Wspomina Jan Picheta.

Pamiętam go jeszcze z boiska. Karierę zaczynał w rodzinnym Wirku. Był niezwykle utalentowanym pomocnikiem – myślący, szybki, ruchliwy, dobry technicznie. Jego predyspozycje doceniono bardzo szybko. Rozegrał wiele spotkań w juniorskich ekipach reprezentacji Polski. Grał w Szombierkach Bytom w najlepszym okresie dla tego klubu, choć ominął go największy triumf – mistrzostwo Polski. Był charakterny i nie każdemu trenerowi się to podobało. Przeniósł się do GKS Katowice. Pół sezonu grał nawet w drugoligowym BKS Stal Bielsko-Biała. Ligową przygodę kończył ponownie w Szombierkach. W ekstraklasie grał w latach 1969-83 – z przerwami na roczny pobyt swoich zespołów w II lidze. W najwyższej klasie rozgrywkowej wystąpił w 261 meczach i strzelił 40 goli.

Po skończeniu kariery sportowej zajął się między innymi szkoleniem młodzieży. 18 lat temu – wraz z synami Arkadiuszem i Michałem Grzywaczewskimi – stworzył podwaliny pod sukcesy sportowe i organizacyjne SR-S Gwiazda Ruda Śląska. Od tego czasu losy Staszka, jego rodziny i rudzkiego klubu splatały się bardzo często z losami „rodziny” Rekordu. Wystarczy wspomnieć, że jego najbardziej znanym wychowankiem jest Artur Sobiech, który w wieku 16 lat potrafił Rekordowi strzelić cztery gole w jednym meczu ligi futsalu. Było to w styczniu 2007 r. Gwiazda prowadziła już 7:5 na 1.40 min. przed końcem meczu, ale to Rekord świętował zwycięstwo 8:7 na parkiecie w Halembie.

Staszek zrewanżował się wraz ze swymi wychowankami w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski do lat 21 w Szczecinie. W grudniu 2008 r. Gwiazda pod jego kierownictwem po raz pierwszy zdobyła tytuł MMP, wygrywając w Szczecinie mecz finałowy z – prowadzonym przez Piotra Szymurę – Rekordem 2:1. Decydującego gola zdobył w dogrywce właśnie Artur Sobiech. MVP turnieju zdobył jednak nasz zawodnik Marek Profic.

Wychowanek Staszka był jednym z wzorów piłkarskich także dla młodych adeptów futbolu w Rekordzie. Gdy pojechaliśmy do Niemiec z rocznikiem 2002, z przyjemnością obejrzeliśmy zwycięski gol Artura Sobiecha, który strzelił w meczu FC Hannover ’96 z Augsburgiem (z Arkadiuszem Milikiem w składzie). Artur pokazał, że zwycięskie gole może strzelać nie tylko Rekordowi, ale także drużynom Bundesligi. Zarówno Artur jak i Arek to chłopcy, z którymi wielokrotnie potykali się zawodnicy Rekordu. Ich życiowe ścieżki są znakomitym przykładem na to, że młodzi ludzie z naszego otoczenia też mogą robić wspaniałe piłkarskie kariery.

Staszek organizował w Halembie i Wirku wielkie turnieje krajowe i międzynarodowe dla poszczególnych roczników żaków i młodzików. Był wtedy wszystkim – witał każdy zespół krajowy czy zagraniczny z osobna, organizował każdemu szatnię, posiłki i służbę medyczną; brał gwizdek i biegał wzdłuż linii bocznej, sędziując mecz za meczem. Przypominał wtedy innego wybitnego pasjonata piłki, który odszedł tuż przed nim – Jerzego Wojewódzkiego z Gliwic.

Był czas, że jeździłem z podopiecznymi do Rudy co tydzień czy dwa, głównie na zawody halowe. Po pierwszych sukcesach drużyn Rekordu Staszek groził, że już nas nie zaprosi, bo też chce kiedyś wygrać… W istocie mieliśmy wówczas – podobnie jak dziś –  świetną młodzież. Rocznik 1994 na czele z Łukaszem Bielem, 1995 – z Konradem Karetą i Michałem Hyżym (który dziś jest gwiazdą rudzkiej Gwiazdy!), 1996 – z Szymonem Szymańskim, 1997 – z reprezentantami kraju juniorów Damianem Dudałą i Mateuszem Kubicą oraz 1998 – z Michałem Kałużą, Janem Dudkiem, Damianem Hilbrychtem, Tomkiem Gąsiorem i jeszcze młodszymi – Szymonem Cichym i Wojtkiem Łasakiem.

Oni mogą osiągnąć w piłce jeszcze więcej niż Artur – mawiał trener Gwiazdy. Staszek był chyba autentycznie zdziwiony, gdy pytał, skąd bierzemy takie talenty i zapraszał na zaplecze, na… jednego. Wyjaśniałem, że po prostu cierpliwie szkolimy, choć pytanie należało raczej do retorycznych. Oczywiście jego Gwiazda Ruda Śląska również wielokrotnie triumfowała w rudzkich turniejach i do dziś jest dla Rekordu jednym z najtrudniejszych przeciwników w rywalizacji ekip młodzieżowych w Polsce. Obecnie Gwiazda pod kierunkiem Arkadiusza Grzywaczewskiego to – obok Rekordu – wiodący polski klub, który kształci młodych adeptów futsalu. O szacunku, jakim Staszek darzył Rekord, najlepiej może świadczyć fakt, że jego wnuk Wiktor wybrał naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego Rekordu. Może będzie kiedyś kontynuował znakomite tradycje rodzinne (zwłaszcza dziadka Stanisława) i zostanie filarem futsalowej drużyny biało-zielonych?

Staszka Grzywaczewskiego znali wszyscy ludzie związani z piłką na Śląsku. On też znał wszystkich. Dzięki niemu poznałem w Rudzie idoli mego dzieciństwa – Jana Banasia i Ryszarda Grzegorczyka.

Staszek zmarł nagle. Nigdy nie przypuszczałem, że może odejść tak szybko. Pomyślałem jednak, że tak odchodzą zawsze dobrzy ludzie – nagle i zbyt szybko.

Jan Picheta/foto:slzpn.katowice.pl