Futsal

Futsal | 03-03-19

Rekord B-B – Piast Gliwice 6:4 (4:2)

Po emocjonującym boju trzy punkty zostają w Cygańskim Lesie!

Rekord Bielsko-Biała – Piast Gliwice 6:4 (4:2)

1:0 Bondar (8. min.)

2:0 Dudek (11. min.)

3:0 Marek (12. min.)

3:1 Śmiałkowski (15. min.)

3:2 Szadurski (17. min.)

4:2 Marek (20. min.)

4:3 Śmiałkowski (25. min.)

5:3 Janovsky (26. min.)

5:4 Omylak (30. min.)

6:4 Marek (40. min.)

Rekord: Kałuża – Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Janovsky, Kubik, Dudek, Surmiak, Alex Viana, Gąsior, Nawrat

Spotkanie zawierało w sobie wszystko, co powinno mieć atrakcyjne widowisko. Lider, choć po perturbacjach w składzie powodowanych względami zdrowotnymi, przystępował do meczu z chęcią powetowania strat poniesionych w Chorzowie. Nadzieję wzniecał powrót na boisko rekonwalescentów – Artura Popławskiego i Michała Marka. Z kolei gliwiczanie mknęli od początku 2019 roku przez rozgrywki ligowe, niczym TGV. Z ośmiu gier ligowo-pucharowych podopieczni Klaudiusza Hirscha tylekroć wychodzili zwycięsko. No i podtekst personalny – w kadrze gości znaleźli się nie tak dawni „rekordziści” – Rafał Franz, Douglas oraz futsalowy wychowanek klubu z Cygańskiego Lasu sprzed lat – Maciej Rozmus. Wystarczająco wiele powodów, aby trybuny hali przy Startowej wypełniły się niemal po brzegi! Co istotne, a może najważniejsze, po blisko dwóch godzinach epickiej bitwy nikt nie opuszczał hali zawiedziony poziomem sportowym.

Już w 3. minucie, strzałem w słupek, powrót do pełni dyspozycji zasygnalizował M. Marek. Kolejny zaś fragment, do utraty pierwszego gola, to wielkie chwile w bramce Piasta Michała Widucha, który „trzymał” w swoich dłoniach (momentami dosłownie) rezultat spotkania. Po 12-stu minutach można było jednak odnieść wrażenie, że ten rezultat wymknął się gliwickiemu bramkarzowi z rąk bezpowrotnie. Za każdy z trzech straconych przez przyjezdnych goli winę w całości ponosi źle ustawiona defensywa gości. Błędy popełnione przy dwóch tzw. stałych fragmentach były z gatunku kardynalnych. Coś więcej, niż nadzieję ekipie znad Kłodnicy przywrócił bardzo dobrze poczynający sobie w ataku Dominik Śmiałkowski. Tuż po pierwszym golu dla Piasta świetnie i ofiarnie interweniował Michał Kałuża, a sytuacja Marka Bugańskiego była niemalże stuprocentowa. Rozpędzonych gliwiczan nie hamował nawet fakt, że przed upływem kwadransa wyczerpali już limit fauli. Na nieporozumieniu w bielskich szeregach skorzystał w 17. minucie Sebastian Szadurski. Niedługo później bielszczanie egzekwowali przedłużony rzut karny, jednak M. Widuch nie dał się pokonać Oleksandrowi Bodnarowi. Wszystkim obecnym w hali wydawało się wówczas, iż emocje sięgnęły, jeśli nie zenitu, to przynajmniej sufitu. Tymczasem…

Na 45. sekund przed końcową syreną M. Marek z niesłychanym instynktem zmienił tor lotu piłki po uderzeniu Pawła Budniaka, na co golkiper Piasta nie miał szans zareagować. Koniec, spokój, po emocjach? Nic bardziej mylnego. Gliwiccy futsalowcy z furią natarli, aby jeszcze przed syreną kończącą pierwszą połowę zdobyć gola kontaktowego. Błąd w rozegraniu, przechwyt A. Popławskiego, który ruszył z dynamiczną kontrą, z dala od bramki wybiega M. Widuch i… ? Obaj zawodnicy padają na parkiet, sędziowie w „pierwszej instancji” odgwizdują faul golkipera, po czym następuje interwencja masażystów i równoczesna konsultacja rozjemców. Ci pierwsi spisali się bez zarzutu – obaj poturbowani wstają o własnych siłach. Drudzy zmieniają pierwotną decyzję o 180 stopni, w efekcie orzekają faul „rekordzisty” i drugą już w tym meczu żółtą kartkę dla gracza gospodarzy. Co zrozumiałe, temperatura na ławkach rezerwowych oraz na trybunach była bliska stanowi wrzenia wody. Nie jest rolą komentatora przesądzać o słuszności werdyktu, ale z pełną odpowiedzialnością za słowa, niżej podpisany twierdzi z całkowitym przekonaniem o racji – pierwsza decyzja, najlepsza.

To orzeczenie w sumie nie miało jakiegoś drastycznego wpływu na obraz gry, na szczęście tym bardziej na rezultat, ale było pretekstem do nieustannego kontestowania sędziowskich decyzji w drugiej odsłonie. W takiej atmosferze nietrudno o kolejne błędy i pomyłki. Te byłym udziałem wyraźnie podenerwowanych rozjemców oraz zawodników po obu stronach. Być może odrobinę ucierpiał na tym poziom zawodów, ale nie emocji i adrenaliny. O to w równym stopniu postarały się obie ekipy. Na gola D. Śmiałkowskiego i trafienie w słupek S. Szadurskiego golem, po fantastycznym podaniu M. Kałuży, odpowiedział Jan Janovsky. Nieco ponad trzy minuty później ripostował Mateusz Omylak, finalizując składne rozegranie piłki przez gliwiczan. Na nieco ponad cztery minuty przed końcem spotkania trener K. Hirsch sięgnął po wariant ostateczny, w trykocie lotnego bramkarza pojawił się na boisku Przemysław Dewucki. To były trudne momenty dla gospodarzy, ale podobnie jak dwie minuty gry w osłabieniu na przełomie obu części, świetnie przetrzymali. Co więcej, gdy do zakończenia meczu pozostały 24. sekundy do opuszczonej bramki Piasta trafił – po raz trzeci tego dnia – M. Marek.

Bielszczanie zasłużenie wygrali, bo mieli po prostu więcej argumentów boiskowych od rywali. Nie było ich jednak na tyle, aby gliwiczan stłamsić, pokonać w bezdyskusyjny sposób. Co nie zdarza się często w hali w Cygańskim Lesie, oponent Rekordu stanął do gry z „otwartą przyłbicą”, i chwała mu za to. Natomiast nie można nie podkreślić maksymalnego zaangażowania podopiecznych Andrzeja Szłapy. Ktoś powie – tego od drużyny lidera, od profesjonalistów należy wymagać na co dzień i od święta. Racja, tym atrybutom biało-zieloni nigdy nie uchybili, ale w niedzielny wieczór ich cechy wolicjonalne w grze objawiły się w stopniu doprawdy godnym mistrzów kraju.

Tadeusz Paluch/foto: Paweł Mruczek