Piłka nożna
Górnik Polkowice – Rekord B-B 4:1 (3:1)
„Rekordziści” nie zaliczą wizyty u lidera do udanych, z Zagłębia Miedziowego wracają "na tarczy".
Górnik Polkowice – Rekord Bielsko-Biała 4:1 (3:1)
1:0 Madziak (10. min.)
1:1 Hilbrycht (19. min.)
2:1 Azikiewicz (29. min.)
3:1 Wacławczyk (45+1. min.)
4:1 Bednarski (90. min.)
Górnik: Kopaniecki – Azikiewicz, Kowalski-Haberek, Opałacz, Magdziak, Bancewicz, Wacławczyk, Ekwueme, Radziemski, Szuszkiewicz, Ciupka
Rekord: Żerdka – Gaudyn, Madzia, Kareta, Caputa, Gleń, Szymański, Czernek (77. Różycki), Czaicki, Sobik, Hilbrycht (53. Kozina)
– Wiedzieliśmy, że będzie to trudny mecz. Rekord naprawdę zawiesił nam bardzo wysoko poprzeczkę. Jednak sytuacje, które stanowiły bezpośrednie zagrożenie dla naszej bramki to sami na siebie sprowadzaliśmy – tak pokrótce zrecenzował na pomeczowej konferencji prasowej spotkanie z bielszczanami Enkeleid Dobi, szkoleniowiec gospodarzy. W trochę innych okolicznościach, ale z podobną kurtuazją wypowiedział się trener gości Piotr Jaroszek – Górnik to mocny, bardzo mocny zespół w ofensywie, niemniej wynik końcowy uważam za nieadekwatny do ogólnego obrazu tego spotkania.
W istocie, miejscowi kibice zobaczyli sporo otwartego, toczonego z dobrym tempie futbolu. Natomiast „rekordziści” zostawili po sobie relatywnie dobre wrażenie, a to co najważniejsze w tej „zabawie” – gole i punkty – zostały na Dolnym Śląsku. Ot po prostu, polkowiczanie byli zespołem, który w newralgicznych momentach był bardziej wyrachowaną ekipą, piłkarze Górnika wiedzieli co to znaczy zachować chłodną głowę w trudnych chwilach, ale przede wszystkim mieli tę umiejętność, której gościom zabrakło – potrafili wykorzystać błędy rywala. Gospodarze dość szybko objęli prowadzenie po główce Mateusza Magdziaka, który na tzw. długim słupku zamknął dośrodkowanie jednego z partnerów. W podobnych okolicznościach do wyrównania doprowadził strzałem głową Damian Hilbrycht, którego idealnym podaniem z rzutu wolnego obsłużył Marcin Czaicki. Dziesięć minut później po strzale Piotra Azikiewicza, miejscowi po raz drugi objęli prowadzenie. Mimo kilku szans biało-zieloni nie zdołali ponownie wyrównać, za to gospodarze skrzętnie wykorzystali nieporozumienie między Mateuszem Madzią i Michałem Czernkiem. Akcja na 3:1 dla Górnika przebiegła wg utartego schematu: przechwyt-kontra-gol, dodajmy, tzw. gol do szatni.
To niepowodzenie nie podcięło naszym piłkarzom skrzydeł, z pełnym zaangażowaniem starali się zdobyć gola kontaktowego zwłaszcza, że defensywa lidera monolitem w tym meczu nie była. Gdy jednak zawodzili obrońcy na wysokości zadania stawał polkowicki bramkarz – Jakub Kopaniecki. Ostatnie trafienie miejscowych było pochodną ultra-ofensywnego ustawienia „rekordzistów”, którzy niemal w komplecie zagościli na połowie Górnika.
TP/foto: MŁ