Piłka nożna
Profic, znaczy „profi”
Przez osiem sezonów gry w Rekordzie Marek Profic solidnie i rzetelnie zapracował na miano profesjonalisty.
To było osiem sezonów Twoich występów w Rekordzie, kawał czasu, historii, meczów, zdarzeń i ludzi….
- Na pewno kawał mojej piłkarskiej przygody. Gdyby tak najkrócej podsumować, to grałem tylko w dwóch klubach – w Rekordzie i w BKS-ie. Kurczę, te osiem ostatnich lat było świetnym dla mnie okresem, choć nie zawsze było miło, łatwo i przyjemnie. Dużo i długo by wspominać, ale to w Cygańskim Lesie zaczęło się dla mnie takie prawdziwe seniorskie granie, bo ze Stali odszedłem niedługo po ukończeniu wieku młodzieżowca. Najpierw było parę sezonów w czwartej lidze, potem w trzeciej, która po różnych reorganizacjach była z roku na rok silniejsza. Śmiało i bez kurtuazji powiem, że tu, przy Startowej, miałem okazję występować w świetnie funkcjonującym klubie. Prezes Janusz Szymura oraz absolutnie wszyscy ludzie pracujący w klubie, na każdym ze stanowisk, sprawiali że grało się i trenowało w Rekordzie bardzo przyjemnie. Tu nigdy niczego nikomu nie brakowało! Niczego z tych ośmiu lat nie żałuję, ale wszystko ma swój kres, także moje występy w biało-zielonych barwach. Trener Piotr Jaroszek szczerze dał mi sygnał, że być może nie będę zespołowi potrzebny już w takim wymiarze, jak w latach wcześniejszych.
To co zapamiętasz najlepiej i wnukom będziesz opowiadał?
- Raczej nie będzie to awans do trzeciej ligi. Latem, zaraz na początku przygotowań do sezonu z trenerem Irkiem Kościelniakiem, doznałem kontuzji zerwania więzadeł. To był dla mnie trudny i ciężki okres. Zagrałem w tamtym sezonie bodaj symbolicznie w jednym meczu, tak więc mój wkład w sam awans był bardziej mentalny, niż sportowy. Jakoś szczególnie się do niego nie przyczyniłem. Ale nie powiem, kilka super-meczów było! Natomiast to co zapamiętam najbardziej, najlepiej, to fantastyczna atmosfera w klubie. Przede wszystkim to, jak w Rekordzie traktuje się zawodnika. Co było ustalone, domówione, niekoniecznie przelane na papier – było zawsze realizowane. To zasługa prezesa i wszystkich ludzi, których nawet nie jestem w stanie wymienić. Nawet nie wypada, aby kogoś nie pominąć.
Zdrowie w ostatnim czasie nie dopisywało ….
- Wspomniana wcześniej kontuzja stawu kolanowego z całą pewnością przyhamowała mój rozwój. Wcześniej grywałem sezony „od dechy do dechy”, no chyba, że miałem kłopoty z kartkami. Jedni potrzebują mniej, inni więcej czasu na powrót do wysokiej dyspozycji. Ta kontuzja odcisnęła jakieś piętno, chociaż do wysokiej formy udało mi się powrócić. Niemniej w ostatnim czasie przytrafiały mi się problemy mięśniowe. Feralny okazał się początek niedawno zakończonego sezonu. Po bardzo udanym dla mnie starcie dopadł mnie uraz „czwórki”. Podszedłem do tego chyba zbyt ambicjonalnie, za szybko chciałem wrócić do gry. W efekcie te kłopoty ciągnęły się jeszcze przez jakiś czas.
Niewielu pewnie pamięta o twoich futsalowych koneksjach?
- Jestem pewien, że jeszcze mniej ludzi pamięta i wie, że jestem wychowankiem „starego” BTS Lipnik-Rekord! Grałem tu do wieku trampkarza starszego, dopiero wówczas trafiłem do bialskiej Stali. Łączenie futbolu z futsalem było kiedyś mniej problematyczne, więc udzielałem się za młodu w Rekordzie. Wziąłem udział w trzech turniejach mistrzowskich do lat 21. Wtedy to była jedyna kategoria, w której rywalizowano o medale. Z Suwałk i ze Szczecina wróciliśmy z tytułami wicemistrzowskimi, a dodatkowo w stolicy Zachodniego Pomorza wyróżniono mnie tytułem MVP zawodów. Dzięki temu zaliczyłem dwa występy w młodzieżowej reprezentacji Polski przeciwko Ukrainie. Co więcej, dołożyłem maleńką cegiełkę do powrotu Rekordu do futsalowej ekstraklasy, poprzez kilka meczów i parę goli w pierwszej lidze. Jakby nie spojrzeć, mam co nieco do wpisania w swoje piłkarskie CV! (śmiech) Nawet niedawno żegnając się z prezesem Januszem Szymurą, trochę w żartach, trochę z kurtuazji poddał mi pod rozwagę możliwość powrotu na parkiet.
Na grę na przyzwoitym futbolowym poziomie nadal Cię stać…
- Jestem zdrowy, czuję się więc na siłach, aby grać na bardzo dobrym, nawet trzecioligowym poziomie. Mam kilka propozycji, ale najpewniej zobaczą mnie kibice futbolu w czwartoligowym wydaniu, w barwach jednego z okolicznych klubów. A tymczasem raz jeszcze dziękuję wszystkim ludziom w Rekordzie, a samemu zespołowi – chłopakom i szkoleniowcom, życzę jak najkrótszego pobytu w trzeciej lidze. Chętnie w nieodległej przyszłości chciałbym widzieć biało-zielonych na szczeblu centralnym, w drugiej, może pierwszej lidze? Albo nawet jeszcze wyżej!
Za rozmowę i tych osiem lat – dziękuję.
- Również bardzo dziękuję.
TP/foto: PM