Futsal
Red Devils Chojnice – Rekord B-B 3:7 (1:4)
Bez niespodzianki w Chojnicach, bielszczanie pewnie i niezagrożenie wywieźli trzy punkty.
Red Devils Chojnice – Rekord Bielsko-Biała 3:7 (1:4) koniec meczu
0:1 Marek (2. min.)
1:1 Sobański (4. min.)
1:2 Bondar (7. min.)
1:3 Budniak (12. min.)
1:4 Marek (13. min.)
1:5 Budniak (22. min.)
2:5 Kąkol (26. min.)
2:6 Biel (28. min.)
3:6 Sobański (28. min.)
3:7 Przemysław Laskowski (40. min., samobójczy)
Rekord: Nawrat (Kałuża) – Popławski, Bondar, Budniak, Marek, Janovsky, Kubik, Alex Viana, Surmiak, Biel, Gąsior, Łasak
Przez dziesięć „meczowych” minut, czyli efektywnego czasu gry, gospodarze byli w miarę równorzędnym rywalem dla biało-zielonych. Oczywiście przewagę od początku posiadali goście, zarówno tą tzw. optyczną jak i w ilości stwarzanych sytuacji podbramkowych. Ale dopóki miejscowi utrzymywali wynik „na styku”, czyli do momentu bramki zdobytej przez Pawła Budniaka w 12. minucie, mecz mógł trzymać w napięciu.
Pressing gości w pierwszych minutach i odważna gra gospodarzy zaowocowały szybkimi trafieniami z obu stron. Wynik otworzył lider ekstraklasowych strzelców Michał Marek, przyznać jednak trzeba szczerze, że wydatnie pomógł mu w tym strzegący bramki Red Devils w pierwszej połowie Michał Werner – strzał spod linii bocznej bielskiego pivota owszem – mocny, precyzyjny ale jak najbardziej możliwy do obrony. Gospodarze szybko doprowadzili do wyrównania, piłkę po strzale Patryka Kubiszewskiego z lewego skrzydła zdołał odbić Bartłomiej Nawrat, ale zabrakło asekuracji w bielskim zespole, wobec czego poprawka Łukasza Sobańskiego okazała się skuteczna.
Biało-zieloni prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu, objęli ponownie w 7. minucie – nie ma meczu, w którym „nie wyjdzie” bielszczanom choćby jeden tzw. stały fragment gry. Tak było i tym razem a strzelcem bramki - Oleksandr Bondar. Znakomitą okazję na ponowne doprowadzenie do remisu zaprzepaścili w 12. minucie Andrii Burdiuh i Przemysław Laskowski – górą kapitalnie interweniujący B. Nawrat. To, jak się później okazało, był już „łabędzi śpiew” miejscowych – niebawem, w ciągu 27. sekund „rekordziści” pokonali M. Wernera dwukrotnie, a trzybramkowa przewaga była dla nich wystarczająca by już do końca kontrolować przebieg spotkania.
Coraz swobodniej i efektowniej w kolejnych minutach meczu grający biało-zieloni, w czym celowała zwłaszcza tzw. pierwsza czwórka, ambitna postawa gospodarzy, bardzo dobra gra rezerwowego bramkarza Sebastiana Kartuszyńskiego i kolejne bramki spowodowały, że licznie zgromadzona publiczność, mimo porażki swojej drużyny, mogła opuścić halę zadowolona z tego co zobaczyła w piątkowy wieczór.
MH/foto: PM